gru 03 2003

Moja przeszłość.. Moja rzeczywistość...


Komentarze: 4

Hurrra! Szlaban na korzystanie z komputera, który rozporządzili moi 'wspaniałomyślni' rodzice właśnie dobiegł końca i teraz mogę już całkowicie 'legalnie', a nie tylko po kryjomu (tak jak ostatnio) wpisać się do bloga. Trochę pozmieniałem jego wygląd i treść - wydaje mi się, że całkiem ładnie komponuje się, jako całokształt...
I tak oto zaczynam pisanie bloga właściwego, czyli opisywanie mojego życia... Ostatni wpis do dotyczył moich refleksji, a wiem, że nie każdego pasjonują moje osobiste przemyślenia, które na początku wspomnianej notki można było przeczytać, - teraz będzie mowa o czymś zupełnie innym.  Pragnę opisać jeden z najważniejszych wątków mojego życia, czyli gejostwo, jakim się cechuję i 'ewolucję' mej świadomości (homo)seksualnej...

Schyłek roku 1985 - w pewnym zwykłym mieście w najzwyczajniejszym szpitalu na świat przychodzi (nie?)zwykły mały człowiek...
Zawsze byłem bardzo egzaltacyjnym i energicznym chłopcem - teraz może nie ma we mnie (czasowo!) tego 'płomienia' wigoru, ale to przez to, że dotknęła mnie depresja, z której (własnymi sposobami) obecnie leczę się i wiem, że to doświadczenie sprawiło, iż moja 'twórcza moc' będzie jeszcze silniejsza!
Odkąd pamiętam na mojej twarzy widniał szeroki uśmiech - byłem radosnym dzieckiem z milionami pomysłów. Mimo, że nie doznałem zbyt dobrego dzieciństwa nigdy nie poddawałem się oporowi losu i z uśmiechem na twarzy witałem każdy dzień.
Kiedy miałem 13 lat i parę miesięcy tata podłączył nasz komputer do internetu. Od tego czasu zacząłem 'surfować' po jego bezkresie. Natknąłem się na strony gejowskie i pozostałem ich stałym gościem. Były to strony informacyjne i takie... inne;)... Lektura wielu z nich dała mi bardzo dużo! Jestem skłonny twierdzić, że bez neta jeszcze długo nie mógłbym zaakceptować siebie. Chwała pomysłodawcom światowej sieci! Chylę głowę także przed profesor Marią Szyszkowską - jej książki pomogły mi zrozumieć siebie, jest ona wielką nauczycielką, przewodniczką niejednego polskiego homoseksualisty i wspaniałą osobą, która jako jedna z nielicznych aktywnie wspiera mniejszości seksualne! Dzięki tej cudownej pani i ogromie ciekawych tematycznych stron www doszedłem do wniosku, że homoseksualizm nie jest niczym 'złym' oraz radykalnie zrewidowałem moje wcześniejsze poglądy... To działo się tak szybko! W przeciągu siedmiu, może ośmiu miesięcy poznałem mą tożsamość seksualną... Otworzyłem się na siebie! Była to dla mnie wspaniała lekcja szczerości i tolerancji! - 'comming-out' przed sobą samym...
'Gejem nie zostałem - gejem się urodziłem, a 'dowiedziałem się' o moim homoseksualizmie jakieś dwa lata temu, przy czym proces samoakceptacji nastąpił dużo później. Zawsze podobali mi się faceci, ale nigdy (jako małe dziecko) nie myślałem, że jestem gejem. W miarę postępu mojej świadomości seksualnej, co naturalne, zacząłem myśleć o seksie. To trochę głupie, ale np. wyobrażałem sobie nagiego faceta i moje podniecenie tłumaczyłem tym, iż jeśli w mojej wyobraźni jest goły mężczyzna, to na pewno obok niego będzie i kobieta "w stroju Ewy", a mój zachwyt jest spowodowany nagością kobiety, jednak tak na prawdę chodziło mi o to męskie ciało. Oszukiwałem się przez długi okres czasu; mama ciągle mówiła, jaką chciałaby mieć synową, więc i ja, jako mały chłopiec, myślałem, że kiedyś będę miał żonę i planowałem sobie, np. ile chciałbym mieć dzieci... Ale tak naprawdę kobiety nie podobały mi się pod względem seksuanym, natomiast w sensie estetycznym, owszem. Jak pisałem faceci pociągali mnie od małego, a natężyło się to w czasie, kiedy zaczęłem dojrzewać seksualnie (ponad dwa lata temu). Wtedy już zastanawiałem się, czy aby przypadkiem nie jestem gejem, jednak "odrzucałem" te myśli i starałem się o tym zapomnieć, przez co unikałem sytuacji, które mogłyby mnie utwierdzić w przekonaniu o moim gejostwie. Po prostu bałem się prawdy, bo moje urojone przekonania społeczno-religijne wpojone przez rodziców nie pozwalały np. na "odmienny" model rodziny, "inną" miłość itp. Zaczęłem się nad tym wszystkim zastanawiać, były momenty, w których sądziłem, że mam naturę biseksualną, ale teraz żywię pewność, że jestem GEJEM. Mam 14 lat i moje preferencje są zdecydowane, choć muszę powiedzieć, że kobiety też są ładne i nieraz wpadają mi w oko, ale ładne - przystojne to trochę za mało, a mnie podniecają mężczyźni. Zazdroszczę niektórym gejom np. z większych ośrodków miejskich, bo myślę, że częstokroć w porównaniu z moimi rodzicami, ich są bardzo postępowi. Ja już urodziłem się w mniejszości, ale religijnej - rodzice chodzą do takiego protestanckiego kościoła - zielonoświątkowców, jednakże ja nie podzielam ich przekonań, chociażby dlatego, że są bardzo obłudni: z jednej strony pobożni, a z drugiej to się nawet nie stosują do nakazów Biblii, ponieważ ciągle się kłócą, są dwulicowi i kłamliwi. Bardzo mnie to razi! Mimo wszystko dla nich Biblia jest wymiernikiem prawdy, a np. listy apostolskie potępiają homoseksualizm. Zresztą nie liczy się nawet Biblia, ale panujące wśród nich stereotypy, są dość prokatoliccy, przesądni i kołtuńscy. Zdążyłem się o tym już przekonać! Odnoszą wszystko do Boga - należą do zagorzałych fanatyków. Poza tym moja matka uważa się za prorokinię(buuuhahahahaaa :D) i wręcz "świętą" - można powiedzieć, że jest dewotką, ojciec zresztą podobnie. Zawsze powtarzali mi, że kiedy będę dorosły, to się ożenię, że chcieliby, żebym miał dwie córki bliźniaczki itd. Mama często jest nieznośna i wtedy zdarza mi się z nią pokłócić, nie raz w złości, prócz wyzwisk, wykrzykuje, że nie wie, jak moja żona ze mną wytrzyma itd. Ostatnio oglądaliśmy program "Tylko miłość" i matka zobaczyła jakąś symatyczną babkę i stwierdziła, że chciałaby, żebym miał taką żonę. Czuję się bardzo stłamszony!
Ale tu nie chodzi tylko o ich plany względem mnie, oni po prostu w swej zaściankowości i nietolerancji biją wszelkie rekordy! Ostatnio rozmawiałem z ojcem o pewnej partii, w której szeregach jest prezes Międzynarodowego Stowarzyszenia Gejów i Lesbijek na Rzecz Kultury i, w reakcji na tą wiadomość, tata z oburzeniem krzyknął: "Jeśli w tej partii są gejowie (pisownia oryginalna) to już samo za siebie mówi!". Oglądaliśmy kiedyś całą rodzinką w TV jakiś serial, w którym była akurat mowa o homoseksualistach - moja mama zapytała "A jak oni 'to' robią...?" - oj, nie martw się mamusiu, jakoś sobie radzimy ;). Moi rodzice uważają, że homoseksualizm to jest zboczenie i
choroba psychiczna, a moja mama uznaje choroby psychiczne za manifestację demonów, więc gdyby się dowiedziała o mnie to pewnie uznałaby mnie za spętanego przez legion, tfu!, legiony demonów! Mimo, że moi rodzice sami należą do mniejszości, to nie akceptują "innych" od ogółu i od nich samych. Nieraz powodują mnie do płaczu, ale kiedy by się dowiedzieli o tym, iż jestem homoseksualistą, to od razu zakazali by mi wszystkiego, a i tak już teraz mogę bardzo niewiele... Gdybym wrócił po np. dziewiątej wieczorem do domu, zrobiliby mi zapewne wielką 'aferę', potrafią "przyczepić" się do byle czego... Nie mogę powiedzieć im o 'tym', bo gdybym to zrobił oni by mnie "zarąbali", serio... Na początku zawieźliby mnie do znajomej egzorcystki mamy, potem do psychiatry, a potem to by mnie w ogóle do łóżka przywiązali. Może to śmieszne, tragiczne, ale ja właśnie z takiej rodziny pochodzę! Mam tylko jedną przyjaciółkę, ale to przez małe "p", bo wiem, iż ona też jest homofobką - mowa o mojej siostrze. Wiele rozmawiamy i mamy ogólnie dobre kontakty, ale nie raz wspominała, że względem gejów jest nietolerancyjna, że to zboczenie itd. Wiem, że ona podejrzewa, iż jestem gejem, nie raz wspomina, że zachowuję się "pedalsko", a parę razy pytała mnie nawet o moją orientację, jednak ja jakoś ją zbywałem. Myślę, że mimo tego, iż ostatnio głosi względem homoseksualizmu poglądy rodem z XIX wieku, może by mnie zrozumiała... może... Nie tylko w domu jest mi ciężko, bo najbliższe otoczenie, poza rodziną, też jest mi nieprzyjazne - jeślibym ujawnił się np. przed moją klasą, to na pewno nie zostałbym zaakceptowany, od razu wiedziałaby cała szkoła, a wtedy nie wiem, czy bym długo w niej 'przetrwał'... Mieszkam w dwudziestotysięcznej mieścinie i większość ludzi w tej dziurze jest bardzo prymitywna, a zarazem agresywna i często wyładowują swoją agresję (w tym przypadku chodzi szczególnie o młodzież - małoletnich "gangsterów", a jest ich tu sporo) na ofiarach, które "podpadną", jako gej znalazłbym się na pewno na czarnej liście. A zdażyło się już, że stosowali wobec mnie przemoc, dotąd jendak jakoś sobie na szczęście radziłem. Wprawdzie dużo osób w moim gimnazjum nazywa mnie "gejem", ale robią to raczej nieświadomie, by dokuczyć... Ja po prostu nie pasuję do reszty - angażuję się w różne akcje szkolne, występuję w przedstawieniach i jako jedyny gram dojrzale, zdobywam pierwsze miejsca w konkursach recytatorskich, jestem wygadany i zachowuję się nieco nietypowo - jak gej. Dlatego też niektóre osoby w ten sposób za mną wołają, tak o mnie myślą - ale to tylko na podstawie własnych, niesprawdzonych domniemywań...
Bardzo mi przykro, że muszę kryć tą cząstkę mnie, jaką jest moja seksualność, ale gdybym tego zaprzestał, skończyłoby to się dla mnie bardzo, ale to bardzo źle.
Może kiedy się uniezależnię od starych, wyprowadzę do jakiegoś większego miasta, albo normalniejszego kraju, to będę mógł się ujawnić, ale na razie muszę siedzieć cicho... I pozostaje mi jedynie pustka, żal do siebie, żal do otoczenia, żal do WSZYSTKIEGO...'
- notatka ta pochodzi z początku roku 2003 - tak pisałem o moim homoseksualizmie przed outingiem..., właśnie... -
'Heh, nie wiem, czy to najlepszy moment do pisania pamiętnika, bo boli mnie teraz głowa – bardzo źle się czuję i w ogóle nic mi się nie chce, ale jakoś się przemogę, bo nie mogę pominąć w niecodzienniku niektórych rzeczy, a zwłaszcza tej jednej… Hmmm, naprawdę to kiepski moment, żeby to wszystko opisywać, ale w końcu muszę to zrobić, tym bardziej, że tak długo z zwlekałem... Napiszę zwięźle, choć zdarzenie to zasługuje na większą uwagę, ale nie jestem na siłach, by tworzyć teraz rozwlekłe rozprawy…
Był dzień 16 lutego Anno Domini 2003, niedziela, właściwie, pod względem ustyuowania w kalendarzu, dzień jak co dzień, z tym tylko wyjątkiem, że wolny od szkoły, ale za to zajęty kościelnym nabożeństewem. We wcześniejszą sobotę spotkała mnie kolejna, dość ostra, sprzeczka z rodzicami – mieli pretensje do muzyki, której słucham i Bóg wie czego jeszcze, a nazajutrz znów się czepiali do moich poglądów, które, podczas wywiązanej dyskusji, raczyłem im przedstawić.
Rankiem wstałem nieco niewyspany, chciałem wykonać jeszcze kilka ćwiczeń gimnastycznych, ale tak się rodzicielom mym śpieszyło do ich ukochanego, a mego znienawidzonego, miejsca kultu, że nie zdążyłem już nic zrobić, nic, poza spożyciem, hmmm, to chyba za dużo powiedziane…, poza przełknięciem naprędce kawałka chleba i popiciem tego domowego, świątecznego, heh, śniadanka łykiem, a może dwoma łykami kakao. Potem niechętnie udałem się wraz z całą rodzinką do ********, na nabożeństwo w Zborze Kościoła Zielonoświątkowego – tata mówił tam okropnie nudne kazanie, kilka razy więc wychodziłem do ubikacji i tak ‘przekiblowałem’ jakimś cudem (cóż, cuda zdarzają się często, a szczególnie wśród zielonoświątkowców ;)). W drodze powrotnej rozmawiałem troszkę z rodzicami, jak już wspomniałem, i nawiązałem nieco do problematyki praw homoseksualistów – oni natychmiast stwierdzili, że ‘homoseksualizm jest zboczeniem i wykroczeniem przeciwko naturze’ (ja uważam, że jeśli coś w naturze występuje, to nie jest ‘przeciw’ niej) i choć miałem bardzo wiele argumentów negujących ich błędne tezy, to nie dali mi nawet szansy ich zaprezentować, bo zagłuszyli mnie swymi nienawistnymi wręcz hasłami religijno-światopoglądowymi i zacietrzewieni oburzali się na samą myśl, że jestem zwolennikiem równouprawnienia, że nie potępiam w ogóle samego zjawiska ‘innego’ seksualizmu. Oni nic o tym nie wiedzą… To bardzo wsteczni ludzie, drobnomieszczaństwo przemawia rażąco przez ich karkołomnie bzdurne teorie! Sami nie zdają sobie sprawy, że mają syna geja… No i właśnie, o tym chciałem pisać.
Podczas drogi powrotnej z kościółka, w naszym maluchu rozpoczęła się rozmówka nt. homoseksualizmu, która potem przeniosła się, ale tylko między mną i Esterą, do domu… Ona podeszła do tej sprawy tym razem dość poważnie – przedstawiłem jej wiele sensownych, naukowych argumentów przemawiających za racją bytu i ‘normalnością’ homoseksualizmu, a potem jeszcze przeczytałem fragment książki pani Szyszkowskiej, poświęcony temu zagdanieniu. Długo rozmawialiśmy o tych wszystkich sprawach, a ja zdołałem przekonać siostrę do moich poglądów, no, może nie do końca, ale przynajmniej zaakceptowała rację bytu homoseksualizmu – to już jest dużo! Jednocześnie przeprosiła mnie za swoje wcześniejsze, szczeniackie wypowiedzi o mniejszościach, co mnie bardzo pokrzepiło. I byłby to w sumie najzwyklejszy dzień, gdyby nie to, co wydarzyło się później…
Na zegarze wskazówki pokazywały godzinę trzynastą, siedziałem przy kuchennym stole, żując wolno i ociężale kawałek mięsa, a może ziemniaków…, nie wiem – posiłek ten, w każdym bądź razie, miał specyficznie dziwny smak… Wszystko wokół mnie było wtedy takie jakieś nieswoje, dziwne… Czułem na swoim policzku natrętny promień zimowego słońca odbijającego się od nieskazitelnie białego śniegu i ‘mocno’ przebijającego przez okienną szybę, a wokół siebie doznawałem pewnej obcości wszystkiego co mnie otaczało. Już wtedy moje serce wiedziało, że za chwilę wydarzy się coś niezwykłego! Miałem jakieś takie przeczucie, ale wcale się tym nie przejmowałem, było mi dziwnie lekko, a w tej nietypowej lekkości, nie wiem czemu, nieprzyjemnie… Po obiedzie przyszedłem do mojego pokoju, potem z kolei uslyszałem głos siostry z sąsiedniego pomieszczenia, który niezbyt subtelnie mnie tam przywoływał. Na zaproszenie Estery odpowiedziałem pozytywnie i po wykonaniu kilku, nietypowo dłużących mi się, kroków, byłem już w jej podłużnym, kolorowym pokoiku, przycupnąłem sobie w jego kącie – usiadłem na skraju łóżka i czekałem…, sam nie wiedziałem jeszcze na co… Estera przeglądająca się w tym momencie w lustrze i poprawiająca makijaż, zapytała przenikliwym głosem ‘Paweł, czy ty jesteś gejem?’ – w chwili tej poczułem jakby coś we mnie drgnęło, zapadła długa, sucha cisza… Po jakimś, zdawało mi się, bardzo gługotrwałym, czasie, zdobyłem się na odpowiedź – była to odpowiedź prawdziwa… ‘Tak’, które wtenczas wystęknąłem niepewnie i nieco niezgrabnie, znaczyło dla mnie, dla niej, dla nas, bardzo wiele… Można streścić to w dwóch słowach ‘comming out’ – hmm, jakże trafne i wymowne są te dwa zwykłe, proste dźwięki, jakże trafne i jakże majestatyczne… Wyzwalające! Wtedy jednak tego wyzwolenia nie czułem. Serce zaczęło mi bić znacznie szybciej i oczekiwałem, z wielkim strachem, na reakcję siostry… Na podstawie wcześniejszej, poważnej (nie tak jak poprzednie) rozmowy odniosłem wrażenie, że jest 'prawie' tolerancyjna. Wrażenie to na szczęście znalazło odbicie w rzeczywistości, bo ona pod tym względem, biorąc pod uwagę indoktrynację stosowaną przez nasze religijne otocznie, jest niezwykle postępowa. Cieszę się z tego, że chociaż mnie nie wyszydziła, a tak właśnie mogłaby postąpić, zważywszy na wpływ kołtuńskiego otoczenia… Oczywiście, że przeżyła szok i do teraz chyba jeszcze z tego nie wyszła, zresztą tak jak ja. Muszę jej teraz wytłumaczyć bardzo wiele spraw i być jej przewodnikiem w tej sferze, by mogła pojąć, że miłość między dwojgiem ludzi, niezależnie od tego jakiej są oni płci, jest piękna! Zanim to jednak zrozumie musi dojść do siebie – kiedy jej to np. powiedziałem wybuchła płaczem, ja też uroniłem wiele łez, razem się obejmowaliśmy… To takie piękne! Teraz będę mógł jej mówić o wszystkim, czuję się taki wyzwolony, dzięki temu! To piękne, a zarazem przykre, ona bardzo to przeżywa cały czas, jednak myślę, że jest osobą na tyle dojrzałą, by w końcu mnie zupełnie zrozumieć… A jak było po tym, kiedy jej to powiedziałem? Hmmm, przez cały ten dzień i nazajutrz, nie wiedzieć czemu, czułem się strasznie nieswojo, zachowywałem się tak nieco... wstydliwie…, tak to dobre słowo do określenie mojego stanu z tamtego czasu… Głupio mi było mówić głośno o moim seksualizmie, bo nie zwykłem tego robić w takich rzeczywistych rozmowach, a do tego z siostrą (szok!), co innego w sieci i co innego z inną osobą. Ale jestem na tyle otwartą, bezpośrednią i przebojową osobą, że nie chodzi tu bynajmniej o taki typowy wstyd, tylko pewne przyzwyczajenie, które nagle zostało ‘przełamane’. Muszę przywyknąć po prostu do nowego porządku rzeczy w kontaktach z Esterą. Już się właściwie 'oswajam' i jest mi z tym dobrze. Tego dnia położyłem się bardzo wcześnie spać, ale i tak nie mogłem zasnąć przez całą noc, dzisiaj się dowiedziałem, że duszyczka za ścianą też nie potrafiła po tym wydarzeniu zmrużyć oka i płakała… Biedna… Współczuję jej i chciałbym, żeby wreszcie doszła do siebie, bo ja już powoli dochodzę… Sam zresztą nie wiem… Myślę, że pierwszy etap w ‘ujawnianiu się’ wiele mi dał. Doznałem nieznanego mi dotąd, raczej niemiłego, uczucia po ‘ujawnieniu’ się i takiego pozytywnego przepływu prawdziwej szczerości… To bardzo pozytywne doświadczenie! Teraz, kiedy już powiedziałem o tym Esterze będę już w stosunku do niej zawsze szczery – będziemy razem śmiać się i płakać, mówić o wszystkim! Ona mnie zaczyna rozumieć i sądzę, że kiedy się jeszcze bardziej zbratamy będziemy bardzo dobrymi przyjaciółmi! Liczę na to! Wierzę w to!
Mimo kilku dzisiejszych, wczorajszych i jeszcze przedwczorajszych, heh, sprzeczek, jakoś na razie żyję sobie z moją siostrzyczką i myślę, że będzie coraz lepiej, a ja powinienem być wyrozumiały względem jej niemiłych uwag odnośnie mojego homoseksualizmu, bo takie też jej się jeszcze zdarzają, i tłumaczyć, że to nie jest nic złego, że homoseksualista (w tym przypadku, ja) to normalny człowiek, który kocha i chce być kochanym, tak jak każdy inny…
Chyba bardzo chaotycznie i niezgrabnie przedstawiłem to wydarzenie, ale teraz samopoczucie mi nie dopisuje i nie stać mnie na lepszy tekst, a nie będę czekał na nagłe olśnienie, tylko, jak mogę, biorę się do pracy i uzupełniam braki, chociażby w moim pamiętniku… Mam nadzieję, że dzisiejszy wpis pozwoli mi jeszcze kiedyś przypomnieć sobie o moim pierwszym comming-oucie i wspomnieć dawne chwile. Na pewno jeszcze będę wiele pisać w niecodzienniku o tym jak Estera podchodzi do mojego homoseksualizmu, ale to już nie dziś, bo jestem obecnie bardzo wyczerpany i przemęczony, a czeka mnie jeszcze w najbliższym czasie, choć już nie dzisiaj (idę lulać) niezwykle wiele pracy, ot, choćby 5 tekstów do nauki pamięciowej, a ja mam ostatnio ogromne zaburzenia koncentracji i ciężko mi w ogóle czegokolwiek się nauczyć.'
- to jest inna notka sprzed jakiegoś czasu nt. mojego comming-outu i ogólnego stanu, który utrzymuje się do teraz... Po tym zdarzeniu moje kontakty z siostrą są niestety jednak coraz gorsze, ale mimo tego zdaje mi się być przynajmniej trochę bardziej tolerancyjna, bo, jak się okazało, jej 'tolerancja' jest bardzo względna... Jestem już po drugim outingu, który zawdzięczam właśnie siostrze, nie wiem, co będzie dalej i, choć mam wiele pomysłów na uniezależnienie się od rodziców i wybycie stąd, jestem pewien, że będzie trudno... Okres dochodzenia do pełnego zrozumienia mojej seksualności był czasem trudnym, bo zanim dopuściłem do siebie świadomość, że jestem homo, miałem okres głębokich dołków, bardzo wielu załamań, które wiązały się z fundamentalizmem chrześcijańskim przeze mnie wtedy podzielanym... Na szczęście się zmieniłem!!!
Co będzie dalej... -
czy znajdę sobie chłopaka... -
jak będzie wyglądać moje gejowskie życie... -
???
Nie wiem! - Wiem tylko, że pragnę być wolny! Pragnę kiedyś przerwać to błędne koło! Mam odwagę iść pod prąd, ale nie w mym obecnym miejscu zamieszkania, dlatego pragnę uciec stąd, kiedy tylko przekroczę magiczny, choć umowny, próg pełnoletności! Odważnie patrzę w przyszłość!

Chcę jeszcze dodać, że, biorąc pod uwagę mój młody wiek, istnieje naukowe prawdopodobieństwo, że preferencje seksualne mogą się zmienić, ale nie chcę, żeby piękni chłopcy przestali mi się podobać - to byłoby chore, hihi ;), a tak na poważnie, to pragnę być po prostu sobą i możliwe, że jeszcze kiedyś moja seksualność ulegnie przeobrażeniu, ale nie jest to moim marzeniem, bo bardzo dobrze czuję się będąc gejem. Mam strasznie głupie położenie (jak większość polskich gejów), ale dla mnie nie jest najważniejsze to, jak inni do mnie podchodzą i co mówią za moimi plecami, bo na pierwszym miejscu stawiam to, jak ja do siebie podchodzę (taki racjonalny egoizm). Leję ciepłym strumieniem moczu na wszystkich, byleby mi tylko nie rzucali kłód pod nogi... A tak poza 'wszystkimi' przydałoby się mieć paczkę zaufanych przyjaciół...

Wkleiłem do dzisiejszego blogowego wpisu dwa dawne teksty - myślę, że te iście historyczne notki wspaniale zobrazowały 'historię' mego gejostwa, tym bardziej, że jedna z nich była świeżą relacją comming-outu... W
pierwszym zapisku ująłem też skrótowy opis mojej sytuacji w domu - ona także miała przemożny wpływ na tą sprawę.
Szczególnie w pierwszym tekście rozmywa się granica, pomiędzy przeszłością, a teraźniejszością, ponieważ w mym życiu często to, co 'dawne', niekoniecznie jest 'minione'...
Tak wyglądało moje dochodzenie do świadomości seksualnej... Przyszłość rysuje się przede mną, jako jeden wielki znak zapytania, ale wierzę, że przyniesie mi szczęście!

Notka ta jest pisana bardzo dawno temu, kilka lat temu.. Ponad 4 :)

Więc wiele rzeczy się zmieniło, ale chcę byście mnie poznawali od samego początku..

umierajacy : :
Paulusjan
03 listopada 2005, 17:13
Mogę się dowiedzieć, dlaczego publikujesz tu moje notatki sprzed czterech lat?!!!! Jestem oburzony. O co tu chodzi???!!!!!
04 grudnia 2003, 16:48
powiem ci ze np. mi wiele osób mówi zebym sobie dała spokój ze wcale nie jestem bi... że jestem za młoda zeby to wiedziec... itd... kompletny bezsens...
03 grudnia 2003, 17:14
Podziwiam Cie po raz kolejny tym razem za Twoją ogromną otwartość. Też jestem otwarta, ale chyba nie aż tak, mimo że barddzo bym chciała. Pozdrawiam i czekam na nowe notki.
03 grudnia 2003, 11:40
a no cześć.:) racjonalny egoizm.dobrze powiedziane. mam podobny stosunek do tego całego galimatiasu. jakoś taki strasznie sympatyczny się wydajesz:). no, to idę sobie.

Dodaj komentarz